Agnieszka tupała energicznie w wycieraczkę przed drzwiami kawiarni, żeby otrzepać z butów pierwszy w tym roku śnieg. „Niedługo święta” – pomyślała. „Trzeba zająć się kupowaniem prezentów, żeby nie myśleć o tym, że kolejny rok jestem sama”. Weszła do rozświetlonego wnętrza, zdjęła kurtkę i wślizgnęła się za bar, żeby pomóc Dagmarze robić kawę. Tymczasem Tomek mościł się na swoim ulubionym miejscu, tuż obok patery z kruchymi ciastkami.
– Paweł, jak to było z tą twoją pierwszą firmą, jeszcze z czasów pracy w korporacji? – spytał.
– Pierwszą i jak na razie jedyną – odparł Paweł. – Nasza kawiarnia to formalnie działalność gospodarcza Dagmary. Dzięki temu przez dwa lata płacimy dużo niższe składki ZUS.
– Mam na myśli ten internetowy start-up.
– Start-up, szumna nazwa – uśmiechnął się Paweł. – Wtedy, zanim jeszcze poznałem Dagę, wydawało mi się, że jako samotny facet mam mnóstwo czasu. Postanowiłem po godzinach rozkręcić własny biznes. Ech, człowiek był młody i naiwny. Popełniłem mnóstwo szkolnych błędów. Właściwie to nie przemyślałem tego w ogóle. Jak Kubuś Puchatek, znam ten początek na pamięć: „Tuk-tuk, tuk-tuk, zsuwa się Puchatek na grzbiecie, do góry nogami, w tyle za Krzysiem, który go ciągnie za przednią łapkę. Odkąd Puchatek siebie pamięta, jest to jedyny sposób schodzenia ze schodów, choć Miś czuje czasami, że mógłby to robić zupełnie inaczej, gdyby udało mu się przestać tuktać choćby na jedną chwilę i dobrze się nad tym zastanowić”. No więc ja się nie zastanowiłem.
– Opowiesz nam o tym? Właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy, bo wtedy zniknąłeś z towarzystwa.
– Założyłem firmę, która zajmowała się tworzeniem stron internetowych.
– Pewnie najgorsze były początkowe formalności? – dociekał Tomek.
Paweł machnął lekceważąco ręką.
– To mit. Nie jest to wcale takie straszne, to tylko jednorazowe wydarzenie. Jeśli masz dobrą księgową, pomoże ci ogarnąć takie rzeczy. Ja miałem największy problem ze skalkulowaniem cen usług i możliwych zarobków. Wydawało mi się, że powinienem wystartować z minimalnego pułapu cenowego. Dopiero zaczynałem, a poza tym jako osoba zatrudniona na etacie nie musiałem płacić pełnych składek ZUS. Myślałem, że będę robić świetne projekty, w krótkim czasie, za niewielkie pieniądze i w ten sposób się wybiję.
– Nie przestrzegałeś zasady złotego trójkąta – pochwaliła się elokwencją Agnieszka. – Mieliśmy to na szkoleniu z zarządzania projektami. Mamy do wyboru trzy wierzchołki trójkąta – dobrze, tanio i szybko, z których można wybrać tylko dwa. Dobrze i tanio nie znaczy szybko, dobrze i szybko nie znaczy tanio, a szybko i tanio nie znaczy dobrze. Najciekawsze jest to, że ta zasada odnosi się nie tylko przedsiębiorców, ale też do stosunków w pracy i w ogóle do życia. Jeżeli masz problem z przeprowadzeniem jakiegoś planu, musisz sobie uświadomić, że wszystko ma swoją cenę. Płacisz ją pieniędzmi, swoim czasem albo jakością danego przedsięwzięcia.
– Dokładnie tak. Zrozumiałem, że jeśli proponuję realizację projektu szybko, tanio i dobrze, to oszukuję nie tylko klienta, ale przede wszystkim samego siebie. Zostałem zasypany zleceniami od biznesmenów z bożej łaski, którzy oczekiwali cudów, najlepiej za darmo. Nie bardzo mi się uśmiechała harówa po nocach, a pracy rzucić nie mogłem, bo nie utrzymałbym się z tak niskich zarobków. Zrezygnowałem więc z firmy, ale nie zrezygnowałem z marzeń. – Paweł wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się. – A potem wylali mnie z korporacji, powróciłem do realizacji marzeń i tak oto siedzimy wszyscy w tym miejscu i pijemy kawę.
– Aha, to dlatego wasze ciastka są takie drogie. Ale nie rozmawiajmy już o biznesach. Co tam dziś Daga upiekła pysznego, cynamonową szarlotkę? Chętnie kupię pierwszy kawałek, jest warta swojej ceny. Wiecie, że cynamon jest afrodyzjakiem, a w dodatku działa pobudzająco lepiej niż kawa? No i rozgrzewa, a to szczególnie cenne w taki dzień jak dziś – paplała Aga.
– To ja też poproszę, ale na wynos. Dwa kawałki – wtrącił Tomek.
Aga podchwyciła porozumiewawcze spojrzenie Dagmary i uśmiechnęła się do niej.
– Dwa kawałki. Na wynos. A podobno się odchudzasz. Chyba że ten drugi… to nie dla ciebie? Czyżby dla szanownej pani redaktor Basi?
Aga zerwała się z krzesła i zaczęła tańczyć wokół stolików.
– Tomek i Barbara, Tomek i Barbara, zakochana para!
– Uspokój się, ruda małpo. Dobrze wiesz, że nie mam zamiaru się w nikim zakochiwać. A już na pewno nie w mojej smutnej szefowej. Najpierw muszę zawalczyć.
– Zawalczyć? O co?
– O swoje życie. Godne życie.